wtorek, 13 listopada 2012

Broni nie ma, ale jest Rasa

Przez cztery lata oszczędzana zaciskany przez konserwatystów pas na społeczeństwie już dawno spełzł z okolic jego brzucha w okolice szyi. Tłumaczono nam, że powszechne zubożenie społeczeństwa, to ofiara złożona na ołtarzu walki z kryzysem. Okazuje się jednak, że sami konserwatyści ofiarnymi nie są. Podano właśnie, że najbardziej rozrzutną minister ustępującego (prawdopodobnie ale nie koniecznie) rządu była szefowa resortu obrony oraz jedna z liderów partii konserwatywnej, Rasa Juknevičienė. Nie szczędziła ona środków z resortowego funduszu reprezentacyjnego mimo, że od lat resortowi brakuje na utrzymanie wojska i zakup broni, co zaczynają nam wytykać najbliżsi nasi sąsiedzi – Łotysze i Estończycy, którzy na swoją obronę łożą prawie dwakroć więcej niż my.
No ale minister to nie zwykła „urzędzina”, więc wyglądać jakoś musi. Od lat też po Wilnie krążą plotki o ilości i cenach garsonek pani minister, ale faktycznie trudno na zdjęciach z rożnych uroczystości oficjalnych zobaczyć ją dwa razy w tej samej garsonce. Rosjanie mówią – uroda to siła rażąca. Być może. I choć nasz minister to zgrabna babka, ale wątpię by swoją aparycją mogła ona pokonać przeciwnika, nawet domniemanego. Bo na wojence, a minister obrony musi to wiedzieć najlepiej, wroga trzeba właśnie pokonać, a do tego potrzeba nowoczesnej i sprawnej broni, a nie Rasy w garsonkach haute couture...

"Kurier Wileński"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz