Na prawach wyroczni
Choć w co niektórych dzielnicach wyborczych, co niektóre komisje wyborcze wciąż czarują nad wyborami, przez co ich ostateczne wyniki wciąż są nieznane, co niektórzy politycy, politolodzy, a nawet różnej maści amatorzy i domatorzy pośpieszyli ze swoimi ocenami wyborów. Niczym wyrocznie ogłaszają już swoją ocenę, zapominając przy tym, że mamy dopiero półmetek, bo ostateczny skład przyszłego parlamentu poznamy za dwa tygodnie, kiedy rozstrzygnie się rywalizacja w okręgach jednomandatowych. Tak, czy siak, jednak połowę składu przyszłego Sejmu już mamy. Pokuszę się więc również przedstawić swoją ocenę, ale nie wyników, lecz samych wyborów i ich perspektywy. A więc , połowiczny wynik jest taki, że liderami wyścigu są idący prawie łeb w łeb Partia Pracy i Partia Socjaldemokratów. Dalej plasują się konserwatywny Związek Ojczyzny - Chrześcijańscy Demokraci Litwy ora Ruch Liberałów – obydwa ugrupowania obecnej koalicji rządzącej, które – ku niektórych zaskoczeniu – osiągnęły znacznie lepszy wynik niż można byłoby się spodziewać po rządzącej koalicji konserwatywno-liberalnej znienawidzonej przez większość i aroganckiej wobec społeczeństwa. Mnie akurat taki wynik nie zaskoczył, bo obydwa ugrupowania co najmniej już od pół roku ze wszystkich stron gazet, portali i ekranów TV gebelsowsko propagują swoje wątpliwe sukcesy. Przy tym nie szczędzą na to środków ani z kiesy państwowej (czyli z naszej wszystkich), czy też finansując swoją propagandę z kiesy partyjnej (zresztą też szczodrze wypełnianej z budżetu państwa). Stosując przy tym reklamowe chwyty z pogranicza neurolingwistyki, przez co otumanienie wyborcy odbywało się na skalę masową (na marginesie mówiąc, spróbowałem raz poddać się jednemu z eksperymentów konserwatystów na podświadomości wyborców, w wyniku którego musiałem dojść do wniosku, że jestem z krwi i kości konserwatystą i muszę zagłosować na konserwatystów. Oprócz podświadomości, mam jednak jeszcze świadomość, która podpowiedziała mi, że żadnym konserwatystą nie jestem i nie muszę głosować na ugrupowanie, które nie raz już naraziło państwo na ogromne straty (afera Williams International, czy chociażby ostatnio afera Snorasu, już nie mówiąc o powiązaniach z terrorystami, przez co konserwatyści stanęli na progu delegalizacji ich partii). Świadomie wiedziałem też, że nie muszę głosować za wciskaną nam elektrownią atomową rodem z Fukushimy. Nie wszyscy jednak okazali się odporni na propagandę konserwatystów i liberałów, bo nieraz w TV można było oglądać panie w podeszłym wieku wypowiadające się o potrzebie nowej elektrowni atomowej: „Ja być może nie doczekam się jej, ale moim wnukom będzie żyło się lepiej”, - mówiła jedna taka otumaniona propagandą konserwatystów. Cóż, ona być może i doczekałaby się tego reaktora atomowego pod Wisaginią, a jej wnuki być może i żyłyby lepiej, ale prawdopodobnie krócej.