sobota, 9 lutego 2013

Dobrze, że przeprosił, ale nie tych co trzeba

O przeprosinach szefa litewskiej dyplomacji Linasa Linkevičiusa mówi się już w całej Europie, aczkolwiek jego „przepraszam” blisko nie leżało obok słów „wybaczamy i prosimy o przebaczenie”, które otworzyły nową kartę w relacjach polsko-niemieckich, a w końcu też drogę do nowego ładu w tej części kontynentu europejskiego. Niemniej, przeprosiny ministra są o tyle ważne, że dają nadzieję na uregulowanie stosunków polsko-litewskich, które od kilku dobrych lat trują nie tylko dobrosąsiedzkie współżycie Polaków z Litwinami, ale mocno też psują współpracę regionalną w kontekście relacji unijnych, jak też sojuszu obronnego NATO. Jeśli jednak w Warszawie i całej Europie „przepraszam” Linkevičiusa oceniono pozytywnie, to na Litwie słowo te podzieliło na dwa skrajnie przeciwległe obozy nie tylko elity kraju, ale też cale społeczeństwo. Jedni chwalą szefa dyplomacji za odwagę, za postawę obywatelską i patriotyczną, za dyplomację i w końcu za zwykły ludzki odruch. Inni zaś krytykują, zarzucają Linkevičiusowi przegięcie, upodlenie kraju, nawet zdradę stanu i żądają jego odwołania, a w przeciwnym razie grożą „aktywnym oporem” przeciwko „łamaniu ustroju konstytucyjnego”. 
Tymczasem „przepraszam” Linkevičiusa jest (być może dyplomatycznie wyrafinowanym) tylko słowem, ludzkim odruchem i niczego w relacje polsko-litewskie nie wnosi. Również niczego nie łamie i nic nie kosztuje.

Dziś z kolei media już spekulują, czy również premier Algirdas Butkevičius za coś będzie przepraszał podczas swojej wizyty w Warszawie 12 lutego. Jeśli tak - to dopiero zagrzmi na Litwie. Ale i ewentualne przeprosiny premiera będą dopiero gestem kurtuazji i niczego nie załatwią, co władzom litewskim załatwić w końcu należałoby. Załatwić nie dla Radka Sikorskiego, czy Donalda Tuska i nie dla Warszawy, czy też przeciętnego Kowalskiego z Łomży lecz dla obywateli swojego kraju, którzy codziennie pracują na rzecz jego rozwoju, płacą podatki, wychowują i kształcą przyszłe pokolenia i chcą, żeby te pokolenia pozostały na Litwie i kontynuowały ich pracę, a nie szukały jej w Polsce, czy Wielkiej Brytanii, dokąd niedawno polska młodzież wysyłał wiceszef kancelarii premiera Remigijus Motuzas. Obywatele ci chcą nie wiele – mieć prawo być sobą, być Polakami. Rozmawiać i uczyć się w języku ojczystym, nosić właściwe nazwisko swoich praojców, będąc u siebie w domu czuć się u siebie w domu, ścianę którego można upiększyć tabliczką z nazwą ulicy w języku ojczystym. Litewscy obywatele narodowości polskiej już od ponad 20 lat czekają na takie ludzkie ich potraktowanie przez władze kraju, ale niestety, doczekać się nie mogą. A więc, jeśli komuś i należą się szczere przeprosiny ze strony Linkevičiusa lub Butkevičiusa (czy również poprzednich premierów, ministrów i prezydentów) to przede wszystkim należą się obywatelom Litwy - polskiej mniejszości w tym kraju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz