środa, 28 listopada 2012

Internet vs profesor Bralczyk

Ach te technologie!
Człowiek czasami nie nadąża, w którym miejscu skończył i co ma począć dalej. Pewny wciska „enter”, a mniej pewny „eskejp” – to taki guzik w lewym górnym rogu klawiatury. A klawiatura, to taki ciąg guzików z literami i liczbami oraz innymi pierdołami, wciskając które można coś sensownego napisać na ekranie komputera…

Sensownego, jeśli oczywiście nie będziemy wciskać tych pierdół…. No właśnie – skoro pierdoły, czy na pewno „pierdół” mamy pisać przez „o” kreskowane? Ja szczerze mam co do tego wątpliwości. Mam jednak nadzieję, że profesor Bralczyk, jeśli nie w najbliższej audycji, to przynajmniej w najbliższej reklamie, na pewno nam to wyjaśni.

wtorek, 13 listopada 2012

Łamanie tradycji

Z niecierpliwością czekałem na 11 listopada, ale nie tylko dla tego, że w tym dniu Polacy obchodzą Święto Niepodległości. Chciałem też dowiedzieć się, czym w tym dniu tak bardzo jest zajęta nasza prezydent Dalia Grybauskaitė, że postanowiła zerwać z wieloletnią tradycją i nie pojechała na zaproszenie do Warszawy na świąteczne obchody. Doczekałem się, ale niczego nie dowiedziałem się, bo na oficjalnej stronie Urzędu Prezydenta w kalendarium prac na 11 listopada była pustka – żadnego spotkania, żadnego przemówienia, oświadczenia (sic!) nawet w.s. sobotniego orzeczenia Sądu Konstytucyjnego. Nie było nawet na odczepnego: „Praca z dokumentami”. Owszem, była to niedziela, więc „święcić dzień święty” trzeba. Jednak z dyplomem szkół partyjnych z zakresu marksizmu i leninizmu bogobojną nasza prezydent to raczej nie jest. Ale trudno też uwierzyć w to, że ot tak zwyczajnie prezydent w niedzielę leniuchowała w swojej rezydencji. Uwierzyć w to trudno, ale jeszcze trudniej było znaleźć ślady jej aktywnej pracy, co rzekomo nie pozwoliło jej pojechać na obchody11 listopada. Cóż, wygląda na to, że prezydent Grybauskaitė łamiąc dotychczasowe tradycje dobrych relacji z sąsiadami ustanawia swoje nowe – tradycje psucia tych relacji. I robi to konsekwentnie i skutecznie.

"Kurier Wileński"

Broni nie ma, ale jest Rasa

Przez cztery lata oszczędzana zaciskany przez konserwatystów pas na społeczeństwie już dawno spełzł z okolic jego brzucha w okolice szyi. Tłumaczono nam, że powszechne zubożenie społeczeństwa, to ofiara złożona na ołtarzu walki z kryzysem. Okazuje się jednak, że sami konserwatyści ofiarnymi nie są. Podano właśnie, że najbardziej rozrzutną minister ustępującego (prawdopodobnie ale nie koniecznie) rządu była szefowa resortu obrony oraz jedna z liderów partii konserwatywnej, Rasa Juknevičienė. Nie szczędziła ona środków z resortowego funduszu reprezentacyjnego mimo, że od lat resortowi brakuje na utrzymanie wojska i zakup broni, co zaczynają nam wytykać najbliżsi nasi sąsiedzi – Łotysze i Estończycy, którzy na swoją obronę łożą prawie dwakroć więcej niż my.

czwartek, 1 listopada 2012

Naucz się pan mówić prawdę w oczy... 


Nigdy nie śledzę, a tym bardziej nie wnikam w to co piszą tzw. internauci pod gdziekolwiek opublikowanymi moimi artykułami, czy też komentarzami. A jest tego sporo, poczynając od „Kuriera Wileńskiego” po przez INFOPOL, Wirtualną Polskę, a nawet Wilnotekę, z którą nigdy nie miałem nic do czynienia, jak też ostatnio z pl.delfi.lt, które czas od czasu zamieszcza moje „blogposty”. Wiadomo jednak, że Wileńszczyzna jest krajem ludzi „życzliwych”, więc czas od czasu słyszę: „A pan wie, że o panu napisano to i owo...?”. 

Nie ważne to, co po wyborach staje się nieważnym? 

W swoim czasie jeden z krnąbrnych oponentów Waldemara Tomaszewskiego usłyszał od jego posłanników, że jeśli posypie głowę popiołem i tak samo zawzięcie, jak dotychczas krytykował wodza będzie przez kolejne parę lat wychwalał jego „zasługi dla dobra polskości”, to może liczyć na jego łaskę, a nawet na jakiekolwiek intratne stanowisko dla niego, albo członka jego rodziny. Nie wiem, bo nie śledziłem, czy ta osoba weszła w układ z „diabłem” (tu być na pewno znowu narażę się na wyzwiska od adoratorów świętości wodza, ale chyba mam więcej niż oni wiedzy o obiekcie ich wielbienia, że mogę stanowczo twierdzić, że „świętym” on na pewno nie jest) , dostrzegając jednak jak inni, dotychczas również krytyczni wobec poczynań szefa AWPL, po „historycznym zwycięstwie” jego formacji zaczynają śpiewać dlań dytyramby, podejrzewam, że stosowana przez Tomaszewskiego zasada, że wszystko i wszyscy sprzedają się i kupują, raczej się sprawdza się w tzw. społeczeństwie polskim na Litwie. Sprawdza się, bo tak naprawdę, tylko nieliczni litewscy Polacy dziś nie handlują swoja polskością, gdy dla reszty polskość to – niestety – sposób na życie, biznes, czy wręcz zawód (znam wielu takich, którzy zainspirowani "politycznymi sukcesami na niwie polskości" swego byłego kumpla z okresu Gariunai, dopiero niedawno - gdy im pokończyły się ich nieudane biznesy - dostrzegli swoją polskość).