Nie ważne to, co po wyborach staje się nieważnym?
W swoim czasie jeden z krnąbrnych oponentów Waldemara Tomaszewskiego usłyszał od jego posłanników, że jeśli posypie głowę popiołem i tak samo zawzięcie, jak dotychczas krytykował wodza będzie przez kolejne parę lat wychwalał jego „zasługi dla dobra polskości”, to może liczyć na jego łaskę, a nawet na jakiekolwiek intratne stanowisko dla niego, albo członka jego rodziny. Nie wiem, bo nie śledziłem, czy ta osoba weszła w układ z „diabłem” (tu być na pewno znowu narażę się na wyzwiska od adoratorów świętości wodza, ale chyba mam więcej niż oni wiedzy o obiekcie ich wielbienia, że mogę stanowczo twierdzić, że „świętym” on na pewno nie jest) , dostrzegając jednak jak inni, dotychczas również krytyczni wobec poczynań szefa AWPL, po „historycznym zwycięstwie” jego formacji zaczynają śpiewać dlań dytyramby, podejrzewam, że stosowana przez Tomaszewskiego zasada, że wszystko i wszyscy sprzedają się i kupują, raczej się sprawdza się w tzw. społeczeństwie polskim na Litwie. Sprawdza się, bo tak naprawdę, tylko nieliczni litewscy Polacy dziś nie handlują swoja polskością, gdy dla reszty polskość to – niestety – sposób na życie, biznes, czy wręcz zawód (znam wielu takich, którzy zainspirowani "politycznymi sukcesami na niwie polskości" swego byłego kumpla z okresu Gariunai, dopiero niedawno - gdy im pokończyły się ich nieudane biznesy - dostrzegli swoją polskość).