środa, 17 października 2012

Dlatego właśnie nazywam się Tarasiewicz, a nie Tomaševskis 


Tegoroczna kampania wyborcza do parlamentu ze wszystkich wyróżnia się poprzednich nie tylko z powodu ogromu naruszeń, jakie już ujawniono, a zwłaszcza tych, które nigdy nie zostaną ujawnione. Zasadnicza różnica polega głównie na tym, że nigdy wcześniej zwycięskie ugrupowania nie wyrzekały się tak szybko swoich obietnic przedwyborczych, nawet nie doczekawszy się jeszcze wyimków drugiej tury głosowania, które w zasadzie zadecydują o kształcie przyszłej koalicji rządzącej. Pominę tu fakt, że zwycięskie w pierwszej turze ugrupowania jeszcze w trakcie liczenia głosów odstąpiły od przedwyborczej obietnicy, że powstrzymają projekt budowy elektrowni atomowej, za czym w towarzyszącym wyborom referendum wypowiedziało się ponad 60 proc. głosujących. Mniejsza jednak o te oszustwo wyborcze. Mam nadzieję, że litewskie społeczeństwo obroni się przed oszustwem wyborczym Partii Pracy i Partii Socjaldemokratów. Ale mam też nadzieję, że społeczeństwo te, w rozpaczy swego zawodu wyborczego, nie poprze jednak w drugiej turze kandydatów prawicy, której zwycięstwo oznaczałoby, że mimo wypowiedzianego w referendum „nie” dla nuklearnego monstrum rodem z Fukushimy, monstrum ten jednak na Litwie powstanie.
Większą obawę wywołują we mnie powyborcze oświadczenia dzierżyciela Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, europosła Waldemara Tomaszewskiego, który oświadczył, że kwestia pisowni polskich nazwisk nie jest dla niego sprawą najważniejszą - po tej jego wypowiedzi musiałbym właściwie napisać „Valdemarasa Tomaševskisa“.

Być może dla niego i wielu innych działaczy AWPL i ZPL o wymownych nazwiskach kończących się na - skij, - skas, -vičius, -nienė, -aitė kwestia pisowni ich nazwisk przestała już być ważną, tym bardziej, że wielu z nich swoich dzieci i wnuków posyłają do litewskich szkół i przedszkoli. Dla mnie natomiast, jak mam nadzieję również dla większości litewskich Polaków, polskość jest przede wszystkim kontynuacją i zachowaniem tradycji rodzinnych, a nie tylko sposobem na życie w nowych realiach polityczno-ekonomicznych. Dlatego dla mnie niezmiernie ważnym jest to, jak moje nazwisko jest pisane. Ważne tak samo, jak nazwa mojej miejscowości – Wierbuszki, a nie tylko Verbuškės, bo jest to nie tylko nazwisko i nie tylko nazwa, lecz przede wszystkim symbol – symbol narodowości i symbol tzw. małej ojczyzny.

„Będę codziennie zmywała farbę i pucowała zamalowywane tablice podwójnych nazw miejscowości, bo jest to symbol zachowania naszej tożsamości narodowej“, - Róża Malik, burmistrz Prószkowa, mówiła podczas debaty „Oświata jako fundament budowy tożsamości mniejszości narodowych”, która odbyła się 29 września we Wrocławiu w ramach IV Festiwalu Kultury Mniejszości Niemieckiej w Polsce. Chylę czoło przed tymi słowami i będę również „pucował” swoje polskie nazwisko i polską nazwę swojej miejscowości, aż bracia Litwini zrozumieją, że Tarasiewicz i Wierbuszki nie stanowią żadnego zagrożenia dla ich języka, a przede wszystkim naszej wspólnej – choć i różnej – tożsamości narodowej. A jeśli te „pucowanie” będzie przeszkadzało różnym Tomaševskisom w osiągnieciu ich doraźnych celów politycznych, to przepraszam – ale ja swoją polskością i polskim nazwiskiem nie handluję…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz