poniedziałek, 17 września 2012

Wybory, a sprawy mniejszości narodowych

Poznaliśmy wreszcie programy wszystkich partii politycznych uczestniczących w wyborach parlamentarnych, jak też nazwiska kandydatów tych partii. Abstrahując do tego, że również jestem jednym z kandydatów jednej z partii uczestniczącej w wyborach, chcę zwrócić uwagę na bardzo ważną dla mnie kwestię – problematyka mniejszości narodowych w programach partii politycznych, jak też na samą reprezentację mniejszości narodowych na listach wyborczych partii oraz wśród kandydatów „jednomandatowców” tych partii. Uważam, że o tym, jak wiele poszczególna partia poświęca sprawom mniejszości narodowych świadczy nie tylko istnienie, lub brak, odpowiedniej rubryki w programie poszczególnych partii, ale też to, ilu przedstawicieli mniejszości narodowych znalazło się na liście wyborczej poszczególnych partii. Zasada bowiem jest prosta, że jeśli w programie są postulaty mniejszości narodowych, to – powiedzmy - ktoś musi przypilnować, żeby te programowe tezy później zostały przełożone na konkretne działania.

Jeszcze przed ogłoszeniem programów i list kandydatów wszystkich partii portal pl.delfi.lt porwał się ocenić, która z partii uczestniczących w wyborach najbliżej jest oczekiwaniom mniejszości narodowych, które dotąd są postrzegane wyłącznie przez pryzmat postulatów programowych Akcji Wyborczej Polaków na Litwie. O tym, że taka ocena portalu była nie tylko pośpieszna ale i błędna, świadczy nie tylko odwrócenie się Akcji Wyborczej od problematyki mniejszości narodowych, głównie mniejszości polskiej (o czym już pisałem na tym blogu) i skupieniu się na tym, na czym skupia się większość partii tzw. ogólnokrajowych (czyli gospodarka, energetyka, rolnictwo – no bo wiadomo, „chodząc od okna do okna” (jak to trafnie ujął jeden z internautów) z plakatami w obronie „polskiej szkoły” wiele nie z(a)robisz (a nawet stracisz, bo nauczyciele i uczniowie uczestniczący w protestach skarżą się po kątach, że muszą robić zrzutę na transport, który dowozi protestujących pod te „okna”). A żyć dostatnie chcą nie tylko klany tomaszewskich, tomaszunów, naruńców, czy ostatnio też narkiewiczów, ale również kolejni „awupeelowscy” baronowie, których tylu już jest, że ledwo mieszczą się na „jednoczącej wszystkie mniejszości narodowe” liście AWPL). Trzeba więc wszystkim dać zarobić, bo inaczej wodzowi AWPL trudno będzie utrzymać w ryzach posłuszeństwa swoich lokalnych oligarchów (przykład mszczącego się na „akcjonariuszach” wcześniej niedocenionego dosłownie i w przenośni biznesmena z Ejszyszek poucza, że takich gości lepiej jednak mieć przy sobie). Stąd ten szturm Tomaszewskiego na próg wyborczy i teki ministerialne, rozdając które pomogą mu utrzymać dyscyplinę w szeregach. Przynajmniej na czas jakiś, bo „kartą paragavęs, - negalės sustoti! ” (tu kolejny pouczający przykład buntu Poczykowskiej (Januszauskiene), który przestrzega (przynajmniej powinien przestrzegać) wodza „akcjonariuszy” polskiej partii (aczkolwiek po ostatnim mezaliansie Tomaszewskiego z „wrednymi Litwinami” słowa polska partia chyba trzeba również ująć w cudzysłów?), że przy okazji kolejnych wyborów stawka zachowania jedności w partii Tomaszewskiemu będzie jeszcze trudniej. Więc chłop powinien mieć prawdziwy dylemat przedwyborczy – lepiej wygrać, czy przegrać te wybory?

No ale wracając do programów partii politycznych odnośnie spraw mniejszości narodowych. Na pl.delfi.lt padło stwierdzenie, że tylko nieliczne partie poświęciły swoją uwagę sprawie mniejszości narodowych. Stąd wywnioskowano, że tzw. partie ogólnokrajowe wolą walczyć o kilkuprocentowy elektorat nacjonalistyczny zamiast sięgnąć po 15 proc. głosów mniejszości narodowych.

Na początku spostrzeżenie, że skoro partia, która uzurpowała dotąd obronę praw mniejszości narodowych dziś odrzuca te sprawy na bok, to niby dlaczego pozostałe partie powinny sprawy te podejmować? W nadziei, że rozczarowany elektorat AWPL przegłosuje na którąś z tzw. partii litewskich? Błędna nadzieja, bo przez lata prania mózgów elektorat „polskiej partii” został już odzwyczajony od racjonalnego głosowania, więc i tym razem, jeśli nie zagłosuje na wodza, to bynajmniej nie odda głosu na atrakcyjny program partii „litewskiej”. Raczej w ogóle nie pójdzie na wybory. Dlatego tzw. partie litewskie mogą w swoich programach obiecać Polakom „W” największą czcionką i tak nie wiele głosów przez to zdobędą. A stracić mogą wiele. Zwłaszcza Ruch Liberałów, który już dziś gotów dać mniejszościom i nazwiska w ojczystym języku i podwójne nazewnictwo ulic, jakby zapominając, że przezywany jest „młodszym bratem konserwatystów”. A więc zamiast sięgnąć po głosy rozczarowanego „starszym bratem” elektoratu (w dużym stopniu nacjonalistycznego) opowiada bajki polskiej mniejszości o śpiącej królewnie „W”. Ale jeśli nawet ktoś w te bajkę i uwierzy, to musi znaleźć się jakiś królewicz na białym rumaku, który będzie chciał te „W” swoim pocałunkiem odczarować. Szukamy więc takiego księcia z bajki na liście Ruchu Liberałów... szukamy... szukamy... szukamy... i... niestety nie znajdujemy. Ich lista pod względem narodowościowym jest tak hermetyczna, że jedyne nazwisko świadczące, że jego właściciel jest przedstawicielem mniejszości narodowościowej znajdujemy na szarym końcu listy kandydatów. A trudno uwierzyć, że programowe postulaty Ruchu Liberałów odnośnie pisowni nazwisk i dwujęzycznych nazw zrealizuje obecny minister Gintaras Steponavičius, czy jego zastępca Vaidas Bacys, który zafundowali mniejszościom sławetną ustawę o oświacie. Nie wierzę też, że o sprawy mniejszości zatroszczy się poseł Arminas Lydeka, szef sejmowego komitetu praw człowieka, w szufladach którego zmumifikowano już nie jeden projekt ustawy o mniejszościach narodowych. Tak więc wydaje się, że nie tyle ważne jest, co partie obiecują mniejszościom narodowych w swoich programach, lecz to jak one traktują i współpracują z mniejszościami narodowymi na co dzień. Świadczy o tym również przykład socjaldemokratów, którzy problematyce mniejszości narodowych poświęcili sporo miejsca w swoim programie, a ich lista kandydatów pod względem narodowościowym nie jest aż tak hermetyczna, jak lista Ruchu Liberałów, czy też konserwatystów. Niemniej, wcześniejsze doświadczenie z okresu, kiedy AWPL jeszcze niosła na sztandarach obronę praw mniejszości narodowych i była zaproszona przez socjaldemokratów do koalicji rządzącej (otrzymała nawet tekę wiceministra i kilka innych ważnych dla spraw mniejszości polskiej stanowisk) pokazuje, że socjaldemokraci ładnie mówią (zresztą też nie zawsze, bo wspomnieć tylko ś.p. posła Justinasa Karosasa o „nielojalnej polskiej mniejszości”, czy też słowa posła Česlovasa Juršėnasa o „Polakach włażących na głowę” ze swoimi żądaniami), ale w kwestii praw mniejszości narodowych robią to co wszystkie pozostałe partie – czyli nic.

Spośród pozostałych partii, jeszcze tylko Związek TAIP mera Wilna Artūrasa Zuokasa poświęcił w swoim programie cały rozdział sprawom mniejszości narodowych, a na liście wyborczej znalazło się kilkanaście nazwisk przedstawicieli mniejszości narodowych. Partia ta, jako nowa siła, jest jednak ugrupowaniem pozaparlamentarnym, dlatego na razie trudno jest zweryfikować jej intencje programowe wobec spraw mniejszości narodowych. Jedynie dotychczasowa dobrze oceniana współpraca Zuokasa z przedstawicielami mniejszości narodowych w Radzie Wilna może pośrednio świadczyć, że intencje programowe jego TAIP wobec mniejszości narodowych są jednak szczere.

Pozostałe partie (o kwestii mniejszości narodowych w kontekście partii Porządek i Sprawiedliwość również wcześniej wspominałem) w swoich programach potraktowały sprawy mniejszości narodowych raczej skromnie, albo w ogóle je pominęły. Jednak niesłusznym jest stwierdzenie, że partie te nie dostrzegają potencjału 15-procentowego elektoratu mniejszości narodowych. Prawie każda bowiem partia (oprócz wspomnianych już Ruchu Liberałów i Związku Ojczyzny – Chrześcijańskich Demokratów Litwy) dostrzega ten potencjał i zaprosiła na swoje listy przedstawicieli mniejszości narodowych, zaś Partia Pracy Wiktora Uspaskicha (który w ogóle uważa, że problemy mniejszości narodowych są wydumane) ściągnął na swoją listę liderów Związku Rosjan – organizacji konkurencyjnej wobec idącego na wybory z AWPL i Partią Ludową Kazimiery Prunskienė (a właściwiej jej syna Vaidotasa Prunskusa). Dowodzi to, że partie ogólnokrajowe też powalczą o głosy mniejszości narodowych, zwłaszcza mniejszości rosyjskojęzycznych, do których należy również zaliczyć (taka niestety jest prawda) sporą część (jeśli nie większą?) mniejszości polskiej na Litwie.

Toteż, walka o głosy najwyżej 2-3 -procentowej polskojęzycznej mniejszości polskiej (brzmi niedorzecznie, ale niestety taka jest rzeczywistość, bo warto zauważyć, że w zamieszkałym w 80 proc. przez Polaków rejonie solecznickim ukazują się dwie gazety lokalne, ale są w języku rosyjskim, a ich wspólny nakład niemal dorównuje nakładom wszystkich polskojęzycznych gazet na Litwie. Na dodatek solecznickie gazety nie korzystają z dotacji z „macierzy” lecz utrzymują się własnym sumptem), faktycznie jest kwestią wyboru miedzy tymi głosami (zwłaszcza częściowo zagospodarowanymi już przez AWPL), a głosami skrajnie prawicowego elektoratu litewskiego. A wybór jest prosty - walka o głosy tych ostatnich jest po prostu łatwiejsza i tańsza, bo partie przynajmniej nie muszą wydawać na tłumaczenie haseł wyborczych na języki mniejszości narodowych.

2 komentarze:

  1. Radczenko Panu dowalił na swoim blogu. Rejon solecznicki czeka na kontrargumenty?

    OdpowiedzUsuń
  2. Mniejszości narodowe, religijne... Temat bardzo ważny jak również delikatny. Dawniej Polska była krajem mniejszości zarówno narodowych jak i wyznaniowych, obecnie jest to duży problem. Oprócz, powiedzmy blokowania pielęgnowania własnych tradycji, z obserwacji własnych widzę że wśród młodego pokolenia (sami jesteśmy młodzi ale inaczej spoglądamy na tą sprawę ) pojawia się, narasta nietolerancja... I echo odbija się, nikt ns to nie reaguje.. Nawet org. pokroju faszystowskiego poczynają sobie coraz śmielej.. Jest szansa to zmienic..?

    OdpowiedzUsuń